
Fot. Real Madryt
Ostatni egzamin przed finałem Pucharu Króla zaliczony. Real Madryt w mini-derbach stolicy Hiszpanii pokonał Getafe 1:0, tym samym zbliżył się do liderującej FC Barcelony na dystans czterech oczek. Carlo Ancelotti dokonał wielu rotacji, na początku starcia bramkę strzelił Arda Guler. Mecz był bardzo nieprzyjemny, piłkarze gospodarzy w swoim stylu postawili na sporą agresywność.
Po raz pierwszy w bieżącej kampanii LaLiga od początku wystąpił Endrick, młody piłkarz zastąpił Kyliana Mbappe. Francuz zmagał się z kontuzją, powrócił już jednak do treningów z drużyną. Odpoczywali Jude Bellingham, Rodrygo czy Antonio Rudiger, za plecami 18-letniego napastnika zagrał Arda Guler. Na bokach obrony szansę otrzymali Lucas Vazquez i Fran Garcia.
Jose Bordallas zrobił to, z czego jest znany. W drużynie Getafe wystąpiło sześciu nominalnych obrońców i dwóch defensywnych pomocników. Sam papier pokazał, że tego dnia na Coliseum strategią było postawienie muru. Do wyjściowej jedenastki wrócił zdobywca Trofeo Zarra w poprzedniej kampanii – Borja Mayoral. Napastnik gospodarzy grał dziś przeciwko swojej byłej drużynie, w barwach Realu strzelił w LaLiga trzy gole.
Mecz rozpoczął się zgodnie z oczekiwaniami, przez pierwsze pięć minut gry w piłkę nożną niemal nie było. Doszło do czterech starć fizycznych z dala od miejsca, w którym znajdowała się futbolówka. W każdym brali udział Endrick i Domingos Duarte, stoper prowokował młodego przeciwnika.
Starboy
Mimo braku płynności gospodarze potrafili stworzyć sobie groźne sytuacje, bardzo aktywny był Mayoral. „Królewscy” doszli do głosu dopiero po upływie pierwszego kwadransa. Dwa strzały Frana nie znalazły drogi do bramki Davida Sorii. Kilka minut później po nieudanym ataku Realu z dystansu huknął Guler, tym razem bramkarz Getafe został zaskoczony.
Dla 19-krotnego reprezentanta Turcji było to drugie trafienie ligowe, wcześniej wpisał się na listę strzelców przeciwko Gironie na początku grudnia ubiegłego roku, „Królewscy” wówczas wygrali 3:0.
Real grał bardzo spokojnie, szanował wynik wypracowany na niebywale trudnym terenie. Po upływie pół godziny gry Vinicius zagrał do Endricka, strzał Brazylijczyka niepewnie odbił Soria, piłkę zmierzającą do bramki w ostatniej chwili wybił Dakonam Djene. Mecz był w dalszym ciągu bardzo rwany i brutalny, sędzia Jose Maria Sanchez Martinez zachowywał jednak wstrzemięźliwość w kwestii pokazywania napomnień.
Do przerwy Real prowadził 1:0, w drugiej części wicelider LaLiga oddał piłkę rywalowi. W ten sposób Getafe zostało postawione w trudnej sytuacji, musiało prowadzić grę. Sytuacja odmieniła się po kwadransie, strzał Brahima obronił Soria. Na boisku pojawił się Bellingham, Anglik od początku próbował zagrozić bramce rywala.
W dalszym ciągu nie brakowało brutalności, dochodziło do wielu absurdalnych zagrań. Sędzia postanowił pokazać pierwszą żółtą kartkę dopiero w 69. minucie, za nierozważne wejście obejrzał ją Aurelien Tchouameni. Zgodnie z przepisami powinna być to kartka numer… 15, arbiter przyjął jednak kompletnie odmienną strategię. Mecz nie wymknął się spod jego kontroli, założenie można zatem uznać za dość skuteczne.
Brahim Diaz także przyjął ciekawy plan, w drugiej części zachowywał się tak, jakby był piłkarzem Getafe i dostał autorskie instrukcje od Jose Bordallasa. Jego właściwi podopieczni mieli bardzo dogodną okazję, obok bramki strzelił Mauro Arambarri. Boisko opuścił Vinicius, gwiazdor Realu był w środowy wieczór nadzwyczaj spokojny.
W okolicach 80. minuty meczu doszło do dziwnego zdarzenia, z placu gry zszedł Guler, zastąpił go Dani Ceballos. Kibice przeraźliwie gwizdali, było to dość zrozumiałe biorąc pod uwagę wcześniejsze utarczki sympatyków Getafe z hiszpańskim pomocnikiem. Tchouameni wskazał jednak na uszy, kibice podopiecznych Bordallasa mieli intonować: – Ceballos, zgiń w Getafe!
Skandaliczne zdarzenia wstrzymały mecz na kilkadziesiąt sekund, sędzia wznowił jednak grę. W końcówce po faulu Luisa Milli groźnie upadł rezerwowy Eduardo Camavinga. Francuz doznał urazu pleców, próbował kontynuować grę, musiał jednak boisko opuścić. W doliczonym czasie gry w ogromnym zamieszaniu interweniował Thibaut Courtois. Mecz zakończył się skromnym zwycięstwem gości.
Trzy do kolekcji
Real po raz kolejny „przepchnął” mecz, tym razem rywalizacja była wyjątkowo spokojna. Potworna agresywność graczy Getafe nie zdołała wyprowadzić z równowagi podopiecznych Ancelottiego, to z pewnością spore osiągnięcie. Włoch dokonał także cennych rotacji, gwiazdorzy odpoczęli przed sobotnim finałem Pucharu Króla. „Królewscy” na La Cartuja zagrają z FC Barceloną, do której zbliżyli się w tabeli ligowej na dystans czterech oczek.
Gospodarze mieli swoje okazje w pierwszych kwadransach obu połów, w kolejnych fragmentach na wysoką intensywność brakowało im zwyczajnie sił. Najbardziej absurdalnym faktem jest to, że pierwsza żółta kartka dla gracza Getafe została pokazana dopiero w 87. minucie. Wówczas urazu doznał Eduardo Camavinga, to kolejne zmartwienie dla Ancelottiego.
Podopieczni Bordallasa pozostali na 12. miejscu w tabeli, mają siedem oczek przewagi nad kreską. W następnej serii gier Getafe zmierzy się z inną drużyną z Madrytu – Rayo Vallecano.
GETAFE – REAL MADRYT 0:1 (0:1)
Guler 21’