
Fot. screen TVP Sport, Grafika: Własna
W cyklu Primera Résumation niemal cotygodniowo wskazywałem, że bieżąca kampania w hiszpańskim futbolu jest absolutnie wyjątkowa. FC Barcelona i Real Madryt po 11 latach spotkały się w finale Pucharu Króla. Mówi się, że gdy się na coś czeka, powinno bardzo dobrze smakować. Niestety, tym razem święto piłkarskie zostało kompletnie zhańbione.
Rywalizacja w ramach „El Clasico” od dłuższego czasu nie generowała takich emocji, jak przed meczami w bieżącym sezonie. Starcia w ostatnich latach częściej wygrywał Real Madryt, od przyjścia Hansiego Flicka nastąpiła jednak gruntowna odmiana. Ekipa z Katalonii pod wodzą Niemca imponuje, dla „Królewskich” obecna kampania to pasmo niepowodzeń i niemałych kompromitacji.
Zamieszanie rozpoczęło się już na kilka dni przed pierwszym gwizdkiem, rozjemcą sobotnich zawodów został Ricardo de Burgos Bengoetxea. Arbiter wraz z sędzią VAR – Pablo Gonzáleżem Fuertesem wzięli udział w przedmeczowej konferencji prasowej. Wypowiadali się na temat ogólnego poziomu sędziowania czy wideoweryfikacji.
Wreszcie Bengoetxea został zapytany o materiały telewizji klubowej Real Madrid TV. Przed każdym spotkaniem „Królewskich” przedstawia ona arbitra, zwraca uwagę na błędy na niekorzyść ekipy z Madrytu. Debata nad tym zjawiskiem trwa od dłuższego czasu, bez zwątpienia filmiki nakładają olbrzymią presję na sędziów, którzy i tak są niebywale słabi. Sędzia sobotniego meczu ze łzami w oczach wypowiedział się na temat wpływu telewizji na jego pracę: – Posłuchaj… Mocno skupiamy się na filmikach Real Madrid TV i prawdą jest to, że mają największy wydźwięk. Nie powiem, że nie… Opowiem o sytuacjach, które działy się u moich kolegów i wtedy ty dasz mi swoją odpowiedź, bo chcę, żebyś odpowiedział. Gdy twój syn idzie do szkoły i tam są dzieci mówiące, że jego tata to złodziej, a on wraca do domu z płaczem, jest to cholernie popieprzone. Ja w moim przypadku… próbuję edukować mojego syna, mówiąc mu, że jego tata jest uczciwy. Ponad wszystkim uczciwy. Że może popełniać błędy, jak każdy sportowiec. To coś popieprzonego, nikomu tego nie życzę, ale gdy stąd odejdę, chcę, żeby mój syn był dumny z tego, kim był jego ojciec i czym jest sędziowanie. Bo sędziowanie wpoiło nam wiele wartości i nie ma prawa, byśmy przechodzili przez to, przez co przechodzimy nie tylko w futbolu profesjonalnym, bo to wpływa na nasze rodziny, ale szczególnie w futbolu amatorskim. Więc niech każdy dokona refleksji, gdzie chcemy zajść i czego chcemy od sportu oraz futbolu. Ok? Po prostu chciałbym, żebyś o tym wiedział – cytuje portal RealMadryt.pl.
To, co wydarzyło się chwilę później, przez dłuższy czas wydawało się po prostu niemożliwe. Gonzalez Fuertes nie wprost zagroził samodzielnym lub kolektywnym wejściem na ścieżkę sądową w reakcji na filmiki Real Madrid TV: – […] Co do pytania, niech nikt nie wątpi, że zaczniemy podejmować poważniejsze działania niż te podejmowane dotychczas. Dużo poważniejsze niż dotychczas. Nie będziemy dalej pozwalać na to, co się dzieje. Pewnie niedługo otrzymacie wiadomości na temat tego, co nadejdzie. Nie miejcie wątpliwości, że stworzymy historię, bo nie da się dłużej wytrzymywać tego, co wytrzymujemy – mówił.
Chciałbym jednak zwrócić uwagę także na niesłychanie prominentną wypowiedź Fuertesa dotyczącą ogólnego poziomu sędziowania: – Poziom sędziowania w Hiszpanii? Hiszpańskie sędziowanie jest zapewne w topowej 3 lub 4 w Europie. Poziom jest bardzo dobry. Szczerze, jesteśmy pewni, że dajemy futbolowi gwarancje dobrej usługi – mówił Fuertes.
Poza tym sędzia VAR wskazał na niewątpliwie największy problem, którym są groźby otrzymywane przez sędziów niemal codziennie. Długo nie mogłem w to uwierzyć, być może sędzia VAR chciał nieco ostudzić atmosferę proponując żart – jeśli tak, to był on bardzo udany.
Wypowiedzi arbitrów wywołały poruszenie w środowisku, na reakcję Realu Madryt nie musieliśmy długo czekać. W piątek pojawiły się doniesienia o tym, że mistrz Hiszpanii może zaprotestować i nie wziąć udziału w spotkaniu finałowym. Wieczorem miał odbyć się oficjalny trening i konferencja przed meczem, przedstawiciele „Królewskich” nie stawili się jednak na La Cartuja. Zamiast tego klub wystosował komunikat:
„Real Madryt uznaje za niedopuszczalne publiczne wypowiedzi wystosowane dzisiaj przed sędziów obsadzonych na finał Pucharu Króla, który ma odbyć się jutro 26 kwietnia 2025 roku.
Te wypowiedzi, które w zaskakujący sposób skierowały uwagę przeciwko filmikom tworzonym w ramach wolności słowa przez medium, jakim jest Real Madrid TV, zostały wypowiedziane z premedytacją na 24 godziny przeciwko jednemu z uczestników finału i pokazują kolejny raz wyraźną i oczywistą niechęć oraz wrogość tych sędziów przeciwko Realowi Madryt.
Te wypowiedzi są jeszcze bardziej zaskakujące przez grożący ton i odwoływanie się do jedności sędziów przy ogłoszeniu rzekomych środków czy działań, które mocno odbiegają od zasad równości, obiektywności i bezstronności, którymi sędziowie powinni wykazywać się na tych niewiele godzin przed wydarzeniem piłkarskim, które skupia na sobie uwagę setek milionów osób na świecie.
Wobec powagi tych zdarzeń, Real Madryt oczekuje, że odpowiednie osoby w Federacji i kolektywie sędziowskim przystąpią w związku z tym do działania, stosując odpowiednie środki w obronie prestiżu instytucji, które reprezentują„.
Klub w przypadku braku pożądanej reakcji ze strony federacji miał podjąć decyzję o powrocie piłkarzy do Madrytu. Obserwatorzy rozpatrywali różne scenariusze, w mediach pojawiły się spekulacje na temat możliwości prowadzenia finału Pucharu Króla przez Szymona Marciniaka. Polski arbiter przebywał wówczas w Hiszpanii, co potwierdził w swoich mediach społecznościowych. Najpewniej był opcją awaryjną w przypadku kompletnego rozpadu środowiska sędziowskiego. Ustalono także, że w przypadku protestu Realu Madryt w jego miejscu zagrałby Real Sociedad.
Inny klub LaLiga, Celta Vigo, postanowiła wykorzystać okazję do przypomnienia kibicom o zdarzeniach w meczu w ramach 1/8 rozgrywek. 16 stycznia Real Madryt pokonał ekipę z Galicji 5:2, w podstawowym czasie gry było jednak 2:2. Kluczowe znacznie miała sytuacja z 36. minuty, w polu karnym „Królewskich” Andriy Lunin ewidentnie sfaulował Willota Swedberga, sędzia Jose Munuera Montero nie wskazał na wapno. Jakby tego było mało, gospodarze ruszyli z kontratakiem w wyniku którego Mbappe trafił do siatki. Celta zamiast rzutu karnego otrzymała karę, brak interwencji VAR był decyzją skandaliczną.
W piątkowy wieczór poznaliśmy kadrę meczową Celty na finałowy mecz z FC Barceloną.
Głos zabrał także Javier Tebas, prezes LaLiga postanowił wytoczyć twarde działa przeciwko Realowi Madryt i Florentino Perezowi. Na twitterze opublikował jeden z najciekawszych wpisów w historii hiszpańskiej piłki:
„To nie jest futbol, to walka o władzę.
❌ Nie lubi Tebasa, bo ten nie robi tego, czego on chce.
❌ Nie lubi Čeferina, bo ten nie robi tego, czego on chce.
❌ Nie lubi Louzána, bo ten nie robi tego, czego on chce.
❌ Nie lubi komentatorów telewizyjnych, bo nie mówią tego, czego on chce.
❌ Nie chcą postępu w reformie sędziowskiej, bo nie jest zgodna z tym, czego on chce.
A teraz, po oświadczeniach sędziów – zmęczonych ciągłym nękaniem ze strony Real Madrid TV – odpowiada tak, jak potrafi:
🚫 Odwołuje konferencję prasową.
🚫 Rezygnuje z treningu na La Cartuja.
🚫 Lekceważy oficjalne wydarzenia związane z finałem Pucharu Króla.
🚫 Przekazuje dziennikarzom, że nie pojawi się na finale Pucharu Króla.
Cóż za delikatna skóra.
To nie protest – to nacisk.
To nie skarga – to groźba.
To nie różnica zdań – to kara.
Nie chce lepszego futbolu, chce swojego futbolu.
I najgorsze nie jest to, że próbuje.
Najgorsze jest to, że tylu mu na to pozwala, przyklaskuje i mu pomaga”
Stanowisko federacji było jasne – nie ma mowy o zmianie sędziego czy odwoływaniu spotkania. Kibice nie czekali długo na odpowiedź Realu, klub niejako pochylił czoło przed sobotnim meczem:
„Wobec plotek, jakie pojawiły się w ostatnich godzinach, Real Madryt komunikuje, że nasza drużyna nigdy nie planowała odmowy gry w jutrzejszym finale.
Nasz klub rozumie, że niefortunne i nieodpowiednie wypowiedzi sędziów obsadzonych na ten mecz wystosowane na 24 godziny przed finałem nie mogą splamić wydarzenia sportowego o światowym wymiarze, które obejrzą setki milionów osób i nie mogą tego zrobić także z szacunku do wszystkich kibiców, którzy planują swoją podróż do Sewilli oraz tych, którzy już znajdują się w stolicy Andaluzji.
Real Madryt uznaje, że powinny przeważyć wartości futbolu pomimo wrogości i niechęci, którymi dzisiaj po raz kolejny w oczywisty sposób wykazali się ci sędziowie obsadzeni na finał”
Cała sytuacja zakrawała o piłkarski i organizacyjny cyrk. Obserwatorzy wskazywali, że rozpoczęcie spotkania będzie ogromną kompromitacją Florentino Pereza. W mojej opinii już samo wszczęcie polemiki było niedorzeczne, rzecz jasna poziom sędziowania w Hiszpanii jest denny – o czym więcej w części opisującej mecz. Cegiełkę dołożyło także Atletico Madryt, na profilu klubowym pojawił się wpis odnoszący się do postępowania lokalnego rywala: – To jest nie do zniesienia. Przestańcie niszczyć wizerunek hiszpańskiej piłki nożnej #StopAcosoArbitralYa
Mecz po ogromnych perturbacjach rozpoczął się planowo, w pierwszych minutach zgodnie z oczekiwaniami oglądaliśmy dominację FC Barcelony. Boisko w wyniku urazu opuścił Ferland Mendy, zastąpił go Fran Garcia. W 28. minucie niebywałym trafieniem prowadzenie Blaugranie dał Pedri.
W dzisiejszym tekście nie będę rozpływał się nad piłkarzami drużyny z Katalonii, robiłem to wielokrotnie, mimo zadyszki z ostatnich tygodni w dalszym ciągu uważam FC Barcelonę za faworyta do wygrania Ligi Mistrzów. Uważam, że nawet bardzo silnej drużynie Interu Mediolan będzie ciężko powstrzymać Katalończyków, gdy ci nabiorą rozpędu. Jutrzejsze starcie w ramach półfinału piłkarskiej elity zapowiada się wybornie.
Kto zdobędzie trofea? Kto spadnie, a kto awansuje? Przedstawiamy typy redakcji 365 DNI O PIŁCE
Wracając do kwestii Pucharu Króla, do przerwy Barca powinna prowadzić kilkoma bramkami. W drugiej odsłonie nastąpiła jednak niespodziewana pobudka Realu. Impuls dało wprowadzenie Kyliana Mbappe i Ardy Gulera. Francuz wreszcie doczekał się pierwszego gola w karierze bezpośrednio z rzutu wolnego. Real poszedł za ciosem, do siatki na 2:1 strzelił Aurelien Tchouameni. Rzadko przyklejam do piłkarzy negatywną „łatkę”, w przypadku francuskiego pomocnika naprawdę nie widziałem nadziei na lepsze jutro. Od początku lutego spisuje się jednak nie najgorzej, na bardzo szarym tle daje momentami powody do uśmiechu. W sobotni wieczór poza golem potrafił postawić się zorganizowanej drugiej linii FC Barcelony. Niewątpliwie Tchouameni zasługuje na wyróżnienie. Obok niego na takie można porwać się rzecz jasna w przypadku Gulera, Fede Valverde czy Mbappe.
Ostatecznie wygrała drużyna lepsza i bardziej konsekwentna. Thibaut Courtois w ostatnich tygodniach zrobił dla Realu tyle, że mało który sympatyk będzie „wieszał na nim psy” za błędne wyczucie przy wyjściu do długiego podania. Inną kwestią jest katastrofalna zmiana Brahima Diaza, Marokańczyk nie wniósł swej jakości do ofensywy, zmarnował szansę na niemal stuprocentową sytuację dla Gulera, ponadto zawinił przy bramce Julesa Kounde. Kwestie sportowe były jednak w tym meczu tłem. Moim zdaniem Bengoetxea poradził sobie nawet całkiem nieźle, na tle sędziowskich baboli z rozgrywek LaLiga sobotni występ można nagrodzić plusem. Sytuacja z symulacją Raphinhi była niesłychanie trudna do wyłapania. Za bardzo groźny faul Tchouameniego za Danim Olmo można było dać czerwoną kartkę, decyzja o napomnieniu jest jednak poniekąd zrozumiała.
Jedynym poważnym mankamentem było wchodzenie w niepotrzebną polemikę, co najbardziej zirytowało mnie w ogólnym odbiorze finału Pucharu Króla. Zdarzenia z końcówki dogrywki to absolutny skandal, piłkarze Realu mieli olbrzymie pretensje do decyzji o faulu Kyliana Mbappe. Zaznaczę, że moim zdaniem słusznej.
Dla Antonio Rudigera sezon powinien dobiec końca, Niemiec w ogromnej furii cisnął w kierunku arbitra kostkami lodu. Nie trafił, chwilę później podjął kolejną próbę, ta została udaremniona przez kolegę z drużyny. Całe szczęście dla Realu, że na tym się skończyło. Gdyby nie interwencja Jesusa Vellejo, 32-latek pobiłby arbitra.
Marca nazwała Rudigera nieokiełznaną bestią, to było zachowanie plamiące nie tylko powagę, ale i godność klubu. W niedzielę stoper za pośrednictwem platformy Instagram wyraził skruchę: – Nie ma żadnego usprawiedliwienia dla mojego zachowania. Przepraszam sędziego, drużynę i wszystkich fanów. Emocje wzięły górę, ale to nie powinno się zdarzyć – napisał.
Regulamin głosi, że za agresję w kierunku arbitra kara wynosi od 4 do 12 spotkań zawieszenia. W tym przypadku spodziewam się liczby z górnej części tego zakresu. Czerwone kartki oglądali także Jude Bellingham i Lucas Vazquez. Hiszpan jeszcze przed końcem meczu wbiegł na boisko i protestował przeciw decyzji o faulu Mbappe. Anglik obejrzał czerwoną kartkę już po ostatnim gwizdku: – […] po zakończeniu meczu podszedł w kierunku naszego stanowiska w agresywny sposób i musiał być powstrzymywany przez swoich kolegów z drużyny – napisał w protokole Bengoetxea.
Real kompletnie nie radzi sobie z przegraną. Z jednej strony to objaw mentalności zwycięzców, z drugiej w najbardziej utytułowanym klubie w Europie nawet seria porażek nie może prowadzić do zdarzeń, który miały miejsca na La Cartuja. Strefa techniczna „Królewskich” przypominała dżunglę.
Kompromitacja na całej linii
Nie będę ukrywał, że od początku mojego zainteresowania futbolem kibicuje Realowi Madryt. To klub numer 1 w moim sercu, mimo tego piątkowe i sobotnie zdarzenia uważam za absolutnie skandaliczne i destrukcyjne dla całego systemu. Antonio Rudiger potężnie przepalił energię, która była jego atutem w momentach triumfu „Królewskich”. Rywalizacja dwóch, być może największych klubów na globie nie powinna wyglądać w taki sposób.
Konferencja sędziów wzbudziła spore kontrowersje, wielu zastanawiało się, po co do licha ktoś zorganizował taki lament Bengoetxei? Rzeczywiście, zachowanie przede wszystkim arbitra głównego dolało kalorycznej benzyny do ognia, który naturalnie pojawia się wokół El Clasico. Reakcja Realu Madryt była jednak kompletnie niewspółmierna, wręcz oderwana od rzeczywistości. Dowód na to dał sam klub, który dwie godziny później pochylił czoła i przyznał, ze nie planował bojkotu. Nie tyle drugi, co już pierwszy komunikat był kompromitacją. Z twarzą z bardzo istotnych postaci w Realu wyszli tylko Valverde, Mbappe, Guler i Tchouameni.
Rolą trenera i sztabu szkoleniowego jest dbałość o porządek w strefie technicznej. Carlo Ancelotti miał być po słowie z reprezentacją Brazylii – obecny „projekt” (choć w tym sezonie to raczej parodia) przepalił się w momencie utraty grającego trenera – Toniego Kroosa. Luka Modric zrobił w tym sezonie bardzo wiele, nie mam do Chorwata niemal żadnych uwag, niestety jednostka na boisku nie wystarczy do ordynacji całej gry.
W sieci pojawił się obrazek, który przedstawiał analityków FC Barcelony, zaraz obok tych Realu Madryt. Ludzie ze sztabu Hansiego Flicka dysponowali sprzętem godnym ekipy z Ligi Mistrzów, było ich siedmiu. Ci z Realu mieli tylko jednego dwóch ludzi z laptopami.
Oczywiście, to spore uproszczenie, natomiast Ancelotti miał domagać się poszerzenia sztabu. Jedna sprawa jest taka, że na mecze Włoch nie ma kompletnie pomysłu. Inna jest taka, że musi działać na piłkarzach zgruzowanych. Mbappe nie mógł grać od początku, wszedł dopiero po przerwie. Mendy wytrzymał na placu gry tylko 10 minut, sztab oszacował jego możliwości nagannie. Bellingham gra z poważnym urazem barku, od dłuższego czasu czeka na operację – ta ma nastąpić po klubowych mistrzostwach świata. Samo zachowanie Anglika w doliczonym czasie gry mnie zdziwiło.
Nie wspomnę o Valverde, który prezentuje galaktyczny poziom mimo tego, że według informacji hiszpańskich mediów grywa po lekach przeciwbólowych. Drużyna jest nieprawdopodobnie przeciążona, to z kolei przytyk do zarządu, który kadrę planował na podstawie kilku nazwisk. Wiadomym było, że obecny sezon (w dodatku po Euro) będzie niepowtarzalnie przeciążony. Mimo tego nie sprowadzono nikogo choćby w roli dublera bo „Bellingham i Valverde ogarną temat”. Po kontuzji Militao i Carvajala defensywa się rozsypała, gdyby nie wystrzał Raula Asencio w roli stopera grałby być może Davide Ancelotti.
Dziura bezdenna
Działalność Florentino Pereza przed meczem jest dla mnie kompletnie niezrozumiała, to działanie na niekorzyść wizerunku klubu. Oczywiście, słowa Fuertesa dotyczące podjęcia działań były skandaliczne, jak sędzia prowadzący w najbliższej przyszłości mecz danej drużyny może mu grozić? To oczywisty konflikt interesów.
Sprawa przypomina drzewo, po gałęziach możemy dojść do afer sprzed wielu lat – przede wszystkim Caso Negreira. W mojej opinii proceder z płaceniem wiceprzewodniczącemu Komisji Technicznej Sędziów Hiszpańskiej Królewskiej Federacji Piłki Nożnej przez jeden z klubów nigdy nie powinno mieć miejsca. Przynajmniej w poważnym związku, hiszpański taki z pewnością nie jest.
Z drugiej strony Real Madryt nie może „wycierać ust” aferą Negreiry w każdej sytuacji, z pewnością nie w takiej, która miała miejsce w piątek – to była potężna kompromitacja. Jak napisałem, tworzenie materiałów pod adresem sędziów przez Real Madrid TV także jest zjawiskiem bardzo niebezpiecznym i szkodliwym – nie powinno mieć miejsca. Na szczęście inne kluby nie poszły w ślady mistrza Hiszpanii.
Środowisko sędziowskie jest w Hiszpanii kompletnie zdezorganizowane, od dłuższego czasu mamy do czynienia z patologią. Ciężko powiedzieć, co musi się wydarzyć, by grupa egoistów podjęła adekwatne działania. Przypomnę, przed meczem Fuertes powiedział, że sędziowanie jest w europejskiej czołówce – nie jest potrzebny mu czerwony pompon na nos i peruka – klaunem już jest. Sporo mówi się o konieczności wprowadzenia arbitrów z zewnątrz – to oczywiste.
Obawiam się, że jeśli po tak skandalicznym i obnażającym dla hiszpańskiej piłki wydarzeniu nic się nie zmieni, to nie stanie się to nigdy. Sędziowie robią z siebie pajaców co tydzień, obrzydzają rozgrywki LaLiga. W szeroko śledzonych w Polsce grach Realu czy Barcelony nie dzieją się największe absurdy. Działalność Real Madrid TV temu nie pomaga.
Widowisko piłkarskie zostało przyćmione przez okoliczności, atmosfera wokół Klasyku była gęstsza niż za czasów Jose Mourinho. Jakże piękne byłyby Hiszpańskie rozgrywki, gdyby nie było w nich tej bandy nieudaczników z gwizdkami. Mam nadzieję na świetną rywalizację do końca bieżącej kampanii LaLiga, z aktualną formą Realu będzie o nią jednak niebywale trudno.
POPRZEDNIE TEKSTY Z CYKLU O LALIGA: