
Fot. FC Barcelona, Grafika: Własna
Kibice czołowych ekip LaLiga na przestrzeni ostatnich sezonów przyzwyczaili się do huśtawki emocji w związku z meczami swoich ulubieńców. W obecnym sezonie FC Barcelona miewała różne okresy, trzy miesiące temu traciła do Realu Madryt aż osiem punktów. W 2025 roku nie przegrała spotkania, najbardziej imponuje jednak zabójcza dyspozycja, kolejni rywale pozostają kompletnie bezradni. Na czele stanęli nieoczywiści bohaterowie, na ten temat porozmawiałem z redaktorem tygodnika Piłka Nożna – Leszkiem Orłowskim.
W końcówce 2021 roku szkoleniowcem Blaugrany został Xavi Hernandez, legendarny zawodnik wcześniej prowadził wyłącznie katarski Al-Sadd. Mimo braku doświadczenia w Europie pierwszy pełny sezon zakończył mistrzostwem Hiszpanii z przewagą aż dziesięciu oczek, tytuł wrócił do Katalonii po czterech latach.
Kolejna kampania była jednak nieporównywalnie słabsza, zupełnie nie udało się nawiązać do sukcesu sprzed roku. Temat zwolnienia Xaviego pojawił się jeszcze przed zakończeniem 2024 roku, drużyna grała bardzo nierówno.
Największym mankamentem był brak widocznego wpływu szkoleniowca, FC Barcelona wygrywała dzięki indywidualnościom. Świetny sezon rozgrywał Ilkay Gundogan, eksplodował talent Lamine Yamala. Często jednak nie był to argument wystarczający, rywalem w walce o wicemistrzostwo długo była… Girona. Na szczęście dla Xaviego fatalny sezon zaliczyło także Atletico, które kompletnie nie radziło sobie w meczach wyjazdowych.
Na domiar złego w kluczowym okresie kontuzji doznał Marc-Andre Ter Stegen, który w mistrzowskiej kampanii 2022/23 był najlepszym piłkarzem Blaugrany. Inaki Pena zupełnie nie poradził sobie z sytuacją, w której został numerem jeden.
W końcówce stycznia 2024 roku Xavi ogłosił, że z końcem sezonu poda się do dymisji. Na licznych konferencjach prasowych przekonywał, że nie mógł pracować w tak trudnych warunkach. Mierzył się z gigantyczną presją, odnosił się do wpisów dziennikarzy w katalońskich mediach, nazywał otoczenie toksycznym.
Po kilku lepszych spotkaniach 24 kwietnia nastąpiła jednak radykalna odmiana, odbyło się spotkanie na którym zdecydowano, że kontynuacja współpracy jest świetnym rozwiązaniem. Doszło do wiekopomnej konferencji z udziałem Joana Laporty i Deco, prezes FC Barcelony rozpłakał się ze wzruszenia.

Miesiąc później kibice mieli wrażenie, że zarząd klubu z Katalonii postanowił zrobić sobie żarty – Xavi pod koniec sezonu wbrew swojej woli został zwolniony. Najpewniej było to pokłosie konferencji przed meczem z Almerią, na której szkoleniowiec powiedział, że FC Barcelona z sezonu 2023/24 nie może być porównywana do tej sprzed dwudziestu lat. Niespecjalnie kontrowersyjna wypowiedź wstrząsnęła środowiskiem wokół klubu, Joan Laporta poinformował o zakończeniu współpracy.
Trenerska dłoń
Klub ogłosił także, że od początku kolejnego sezonu szkoleniowcem Barcelony zostanie Hans Dieter Flick. Zatrudnienie Niemca miało być panaceum na kompromitującą postawę drużyny w wielu spotkaniach. Obserwatorzy długo debatowali nad trafnością wyboru, Flick genialnie sprawdził się w Bayernie, z którym zawładnął europejskim sezonem 2019/20. Kamieniem w ogrodzie była jednak mniej udana przygoda w reprezentacji Niemiec.
Wątpliwości zakończyły się z początkiem nowej kampanii, FC Barcelona zaczęła grać jak z nut. W schyłkowym sezonie Xaviego były momenty, nawet okresy przyzwoitej postawy. Brakowało przede wszystkim regularności, pojawił się także problem, który zupełnie paraliżował działania trenera. Legendarny pomocnik kompletnie nie radził sobie z presją, kibic miał wrażenie, że Xavi czytał wszystkie wpisy w mediach na temat Blaugrany.
Flick wprowadził niemieckie podejście, od początku był w stu procentach skoncentrowany na wykonywanej pracy. Zapytałem Leszka Orłowskiego o tą niebywałą przemianę: – Xavi miał powtórzyć przypadek Pepa Guardioli, który bez pracy wcześniej w jakimkolwiek wielkim klubie, jako człowiek znający Barcelonę od podszewki, mający tak zwane „DNA barcelońskie” osiągnął z nią wielkie sukcesy. Jednak nic dwa razy się nie zdarza i zapewne w dłuższej perspektywie ta praca też Xaviego przerosła.
– Natomiast nie można tak całkowicie przekreślać jego kadencji. W końcu Xavi zdobył mistrzostwo Hiszpanii, Hansi Flick na razie jeszcze nie wygrał niczego. Na pewno jednak Hansi Flick tknął nowego ducha w ten zespół, Xavi jako wielbiciel tiki-taki, gry opartej na posiadaniu piłki, natomiast niekoniecznie zawierającej w sobie bardzo dużo, biegania no pewnie innego futbolu nie był w stanie nauczyć. Hansi Flick to inna niemiecka szkoła, gdzie ten aspekt fizyczny musi się łączyć z technicznym i taktycznym. Sporo do gry Barcelony na pewno dołożył a sposób w jaki odblokował Raphinhę, to jest rzecz po prostu fenomenalna – mówił ekspert.
Turbo-Raphinha
Przypadek Brazylijczyka jest z pewnością warty szczególnej uwagi, od momenty transferu z Leeds United stał się kompletnie innym zawodnikiem. Rozwinął się przede wszystkim w aspekcie mentalnym, został przywódcą, jednym z kapitanów Blaugrany. Nie można zapomnieć o liczbach, które nawiązują do osiągnięć Lionela Messiego.
Zapytałem redaktora tygodnika Piłka Nożna o to czy Raphinha może zdobyć Złotą Piłkę: – Oczywiście, cały czas możemy mówić o kandydatach do Złotej Piłki, tylko oni odpadają wraz ze swoimi drużynami w Lidze Mistrzów. Niedawno zachwycaliśmy się Mohamedem Salahem. Jego drużyna tak wcześnie zakończyła przygodę w Lidze Mistrzów, że jego kandydatura zgasła, więc oczywiście możemy w miarę nazwisko Raphinhi, Kyliana Mbappe, dlaczego nie, wielu innych piłkarzy którzy są jeszcze w grze w Lidze Mistrzów, ale tak naprawdę musimy poczekać do decydujących rozstrzygnięć w tych rozgrywkach.
– Natomiast forma Raphinhi jest zjawiskowa, ale to jest jego pierwszy taki naprawdę wielki sezon na hiszpańskich boiskach, więc z porównywaniem go do któregoś z wielkich piłkarzy z przeszłości jeszcze się wstrzymajmy, bo trzeba przynajmniej kilka lat pograć na bardzo wysokim poziomie, takim jak teraz gra Raphinha, żeby można przy jednym stole z Messim chociażby usiąść.
Tek!
Najbardziej niespodziewaną twarzą katalońskiej lokomotywy stał się Wojciech Szczęsny, powrót Polaka do bramki to niebywałe zjawisko, które będziemy wspominać przez lata. Trudne początki zostały przekute w niebywałą pewność siebie i gwarancję spokoju za plecami obrońców.
W obliczu powrotu po kontuzji Marca-Andre Ter Stegena w drużynie Flicka pojawi się kłopot bogactwa, poza wspomnianą dwójką jest także Inaki Pena. W mojej opinii jednak Hiszpan wybitnie pasuje do stylu gry Blaugrany, w kwestii interwencji jeszcze przed własną szesnastką stał się mistrzem, wykręcał najlepsze liczby w Europie. Druga strona medalu jest taka, że grając w wielu hiszpańskich ekipach trzeba specjalizować się przede wszystkim w bronieniu strzałów. Z zastosowaniem odpowiedniej skali Inakiego Penę można przeciwstawić Vladanowi Kovacevicowi z czasów Rakowa Częstochowa.
Na linii bramkowej Pena jest bramkarzem przeciętnym, miewał mecze kosmiczne, szczególnie dobrze radził sobie w starciach z Realem Madryt. W mojej opinii większość klubów z La Ligi ma co najmniej jednego golkipera, który zapewnia więcej jakości. Myślę, że Pena pozostanie rezerwowym Blaugrany.
Ter Stegen z kolei wydaje się lepszym wyborem od Szczęsnego, nie koniecznie decydują o tym względy sportowe. Niemiec jest pierwszym kapitanem Barcelony, mimo słabszych okresów na przestrzeni wielu lat został jednym z najlepszych golkiperów w Europie.

Z drugiej strony forma Ter Stegena po kolejnej, bardzo poważnej kontuzji pozostaje wielką zagadką. Z pewnością będzie potrzebował niejako okresu wdrożeniowego. Pojawiły się doniesienia o przedłużeniu umowy Szczęsnego jeszcze przed powrotem 32-latka do pełni zdrowia: – Myślę, że jeszcze przez miesiąc nie będzie o tym dyskusji między Szczęsnym a szefami klubu. Wszyscy będą czekać na rozwój wydarzeń. Pod koniec kwietnia zaczną się jakieś rozmowy. Możliwość jest. Nic nie stoi na przeszkodzie formalnie, żeby Szczęsny jeszcze o rok czy dwa przedłużył swoją karierę, Barcelona zapłaciła mu jakieś godziwe pieniądze za ciężką i dobrze wykonywaną pracę, ale poczekajmy jeszcze miesiąc. Zobaczymy jak Barcelona sobie poradzi w kolejnej rundzie Ligi Mistrzów, gdzie będzie za miesiąc w lidze – wtedy będzie czas, żeby do tematu wrócić – przekonuje Orłowski.
Potencjalna prolongata przygody przez klub z Katalonii mogłaby oznaczać chęć sprzedaży polskiego bramkarza, z drugiej strony mam wrażenie, że Szczęsny nie będzie zainteresowany grą w innych klubach ze względu na to, że karierę już raz zakończył. Powrót do bramki był umotywowany świetnymi warunkami, mimo trudności okoliczności okazały się bardzo przyjazne. Poza tym Barcelona to świetne miejsce do życia, zapytałem także o możliwą rywalizację między Polakiem a Niemcem: – Trudno mi sobie wyobrazić, żeby zdrowy i w formie Ter Stegen i zdrowy i w formie Szczęsny byli w jednym zespole i rywalizowali o miejsce w składzie, ani Ter Stegen dobrze takiej sytuacji by nie zniósł, bo on nigdy takiej sytuacji dobrze nie znosi, czego już kiedyś dowiódł w Barcelonie chodząc do kierownictwa sportowego z żądaniem, żeby sprzedali albo jego, albo Claudio Bravo. Ani Wojciech Szczęsny, po co mu jeszcze rok jeżdżenia bez grania i życia na walizkach, jeśli miałby być tylko rezerwowym bramkarzem?
– Więc na kogo postawi Hansi Flick? Myślę że Szczęsny powinien bronić się do końca tego sezonu. Jeśli Barcelona z nim wygra dużo albo wszystko, to będzie miał dylemat duży, bo z kolei Ter Stegen jest bramkarzem od wielu lat będącym Barcelonie i bardzo dla niej zasłużonym. Myślę, że któryś z nich odejdzie i na 75% będzie to Szczęsny. Zostawiam jednak ten 25 procentowy margines na wypadek gdyby Szczęsny zagrał tak fenomenalnie w kwietniu i maju, że po prostu byłby skarbem. Skarbem którego nikt by się nie pozbywał – mówił Leszek Orłowski.
Tytanowy snajper
Przyszłość po wygaśnięciu bieżącej umowy drugiego z Polaków była obiektem dyskusji niemalże od momentu, w którym trafił do Katalonii. Mimo, że Robert Lewandowski jest odpowiedzialny za inny etap akcji FC Barcelony niż Wojciech Szczęsny, wychodzi mu to równie świetnie. W minionej kolejce ponownie pokazał niebywały zmysł snajpera, dwukrotnie posłał piłkę do siatki Girony. Przed pierwszym golem nie prezentował się najlepiej, jednak jego strzał z 61. minuty meczu nadaje się na plakaty, w ekwilibrystycznym stylu pokonał Pablo Gazzaingę.
Polak kolejny raz uciekł w klasyfikacji strzelców od Kyliana Mbappe, różnica wynosi trzy trafienia. Kwestią oczywistą jest fakt, że Francuz przeżywa okres wdrożeniowy w Realu Madryt i w kolejnych sezonach powinien znacznie przebić aktualny dorobek, mimo tego prowadzenie w rywalizacji z dziesięć lat młodszym piłkarzem, wielokrotnie tytułowanym jako król bieżącej ery, jest bardzo imponujące. Tym bardziej że Lewandowski przebił swój dorobek z mistrzowskiego sezonu 2022/23, za który snajper był niebywale chwalony.
Zapytałem Leszka Orłowskiego o to, czy snajper reprezentacji Polski spędzi kolejny rok w Katalonii: – Prawdopodobnie, jeśli umowa jest na 3 lata plus jeden. Robert Lewandowski spełnił wszelkie warunki, by dostać kontrakt na kolejny rok. A kończyć karierę nie zamierza, na pewno będzie się upierał żeby w Katalonii zostać. Po co ma gdzieś z niej odchodzić?
– Jest dla drużyny bardzo przydatny w tym sezonie. To wygląda troszkę inaczej, niż powiedzmy w tym pierwszym Roberta Lewandowskiego, czy nawet drugim słabszym, kiedy mówiło się, że Robert Lewandowski gra dobrze wtedy, kiedy gra dobrze cały zespół. Dziś, kiedy dobrze gra cały zespół, to się obywa bez Lewandowskiego. Polak staje się potrzebny w trudnych momentach i on tych goli bardzo ważnych na 1-0 bardzo dużo dla Barcelony strzela. Wiadomo, że to jest gol najważniejszy i najtrudniejszy. Wszystkie pozostałe są w jakimś sensie konsekwencją tego trafienia na 1-0. Także w niedawnym meczu z Atletico przecież zaczął grać remontadę. W najważniejszym momencie ten strzał technicznie wyszedł mu perfekcyjnie, w ogóle był doskonały. Lewandowski jest na pewno tej drużynie potrzebny, zwłaszcza że Hansi Flick pracuje na stanowisku trenera. I on na pewno postawiłby weto, gdyby ktoś w zarządzie Barcelony wpadł na pomysł, żeby Lewandowskiego skreślić i kupić jakiegoś młodego napastnika, żeby go zastąpił. Myślę, że jest to bardzo mało prawdopodobne, by tak się stało – mówił ekspert.

Oczywiście z racjonalnego punkty widzenia Lewandowski jest dla Blaugrany niejako skarbem, najlepszym zastępcą Polaka w ataku jest w mojej opinii Daniel Olmo, dla której nie jest to nominalna pozycja. Oczywiście Ferran Torres w obecnej kampanii jest niebywale skuteczny, strzela bramkę co 81 minut! W dłuższej perspektywie nie darzyłbym jednak zaufaniem „Rekina” z Katalonii. To także przeformatowany skrzydłowy, wzorowa sylwetka rezerwowego w wielkim klubie.
W przypadku straty Lewandowskiego, Joan Laporta musiałby sięgnąć do kieszeni, które od dłuższego czasu nie są przesadnie wypełnione. Jest jednak pewien argument, który sprawia że nigdy nie staną się puste – marka klubu. W ten sposób można namówić niemal każdego piłkarza na globie, z drugiej strony o napastnika w rozsądnej cenie na wyszczerbionym do granic rynku jest niebywale trudno, co doskonale ukazuje przykład Arsenalu. Poza tym doświadczony napastnik jest nieodtwarzalnym wsparciem dla młodych zawodników, których w kadrze Barcy nie brakuje.
Wiara w Lewandowskiego w kolejnym sezonie, która wcale nie jest bezzasadna, ba, to być może najlepszy napastnik w Europie! Z pewnością to nie pierwszorzędne zmartwienie Joana Laporty.
Lokomotywa
FC Barcelona złapała nieprawdopodobny rozpęd, w 2025 roku nie została jeszcze pokonana. Faktem jest, że po przerwie reprezentacyjnej mierzyła się z ekipami w potwornym kryzysie, mimo tego postawa całej drużyny jest bardzo imponująca. Każdy zawodnik potrafi odnaleźć się na placu gry. To, że Pedri, Raphinha czy Yamal będą grać świetnie, jest oczywiste. Największym pozytywem w mojej opinii są występy Pablo Torre, Fermina Lopeza czy Erica Garcii.
W mojej opinii tak grającą FC Barcelonę może zatrzymać tylko sama ona, wpadając w potworny kryzys. Opinia eksperta jest nieco bardziej ostrożna: – Przypominam sobie początek sezonu, pod koniec września tych zwycięstw było jeśli dobrze liczę to siedem z rzędu. Natomiast potem przyszedł fatalny listopad i fatalny grudzień, kiedy Barcelona z kolei w ośmiu ligowych meczach wygrała tylko raz.
– Nie można wykluczyć, że coś takiego się tej drużynie zdarzy. To jest pierwszy sezon Hansiego Flicka, pierwszy sezon jego sztabu. Eksperymentują można powiedzieć na żywym organizmie. Raz im się noga podwinęła, zespół wpadł w dołek formy. Przed tym dołkiem grał równie wspaniale jak gra teraz. Także poczekajmy jeszcze, bo nie jest jedyną wielką drużyną Barcelona ani w lidze hiszpańskiej, ani w Lidze Mistrzów. Ma wspaniałych rywali w walce o oba te trofea. I to, że prezentuje się tak świetnie w momentach swojego szczytu, to jest jedna rzecz, godna podkreślenia i wspaniała. Ale myślę, że jeszcze jakiś kryzys też na Barcelonę przyjdzie i zobaczymy jak będzie grała wtedy, kiedy nie będą to takie wysokie loty – wskazał Pan Leszek Orłowski.
Blaugrana w pewnym stylu wygrała z Gironą po raz drugi w starciu tych drużyn w bieżącej kampanii padł wynik 4:1. Blaugrana odbiła się tym samym za dwie porażki z sezonu 2023/24. Wówczas Michel miał patent na ekipę Xaviego, latem szkoleniowiec drużyny z Montilivi stracił jednak kluczowych zawodników, Girona ma tylko siedem punktów przewagi nad strefą spadkową.
Co słychać u rywali?
W ten weekend wygrał także Real Madryt, niestety kolejny raz koncert zagrał sędzia Pablo González Fuertes. Jeden z najsłabszych wśród bardzo słabych arbitrów w La Liga wypaczył wynik spotkania. Gospodarze otrzymali rzut karny po tym, jak w polu karnym Leganes upadł Arda Guler. Słuszność decyzji jest wielce wątpliwa. Jedenastkę wykorzystał Mbappe, goście się jednak nie poddali i w ciągu ośmiu minut zdołali wyjść na prowadzenie.
W drugiej części spotkania wyrównał Jude Bellingham, gospodarze dążyli do zwycięskiej bramki. W okolicach 75. minuty meczu arbiter przyznał Realowi rzut wolny po rzekomym faulu Renato Tapii, pomocnik Leganes zwykł grywać w sposób brutalny, tym razem w mojej opinii jednak nie ma mowy o przewinieniu. Los chciał, że ze stałego fragmentu gry trafił Mbappe. Co prawda piłkę wyłożył mu kolega, jednak można uznać, że to pierwszy gol z rzutu wolnego w karierze Francuza.
Atletico zremisowało z Espanyolem 1:1, sytuacja Los Colchoneros w walce o tytuł stała się niebywale trudna. Warto dodać, że Antoine Griezmann pobił Leo Messiego pod względem liczby występów obcokrajowca, ma ich aż 521, jest rekordzistą. Drużyna Diego Simeone traci do lidera z Barcelony aż 9 oczek, drugi Real jest znacznie bliżej – różnica wynosi 3 punkty.