
Fot. www.valenciacf.com / Lázaro de la Peña, Grafika: Własna
Losy wielkich klubów w historii hiszpańskiej piłki w ostatnich latach przybierały różny kierunek. Niektóre znalazły się na drugim, a nawet trzecim poziomie rozgrywkowym. Valencia mimo sporych problemów pozostaje w LaLiga, wszystko wskazuje na to, że w obecnej kampanii misja utrzymania także zakończy się powodzeniem. Carlos Corberán czasowo wskrzesił nietoperza, który był bliski śmierci. Większym problemem wydaje się jednak przyszłość, która znajduje się w ręku dyktatora z Singapuru.
Valencia ponad dziesięć lat temu bardzo poważnie zachorowała, klub wcześniej mimo przyzwoitych wyników w rozgrywkach ligi hiszpańskiej mierzył się z potężnym zadłużeniem. Na ratunek przyszedł człowiek z kraju, który najmocniej kojarzy się z biznesem – Singapurczyk Peter Lim. Jednogłośnie przyjęto ofertę nabycia ponad 70% akcji klubu przez jego firmę.
Problemy finansowe zostały rozwiązane bardzo sprawnie, u zarania pojawiły się nawet obiecujące inwestycje w piłkarzy. Z czasem jednak kompletnie odmieniono politykę transferową klubu.Postawiono na rozwój i niemal maksymalną monetyzację piłkarzy, który trafiali na Mestalla za niewielkie sumy. Sporą rolę odgrywały także wypożyczenia. Jednocześnie regularność zajmowanych miejsc w czołówce spadła, od sezonu 2014/15 Valencia dwukrotnie awansowała do Ligi Mistrzów.
Wróg publiczny numer jeden
Ciekawa jest także kwestia samego właściciela, od początku miał być mocno zainteresowany hiszpańskim futbolem. W tym aspekcie także nastąpił jednak przełom, od 2019 roku nie pojawił się w mieście na południu Hiszpanii. Stał się wrogiem publicznym numer jeden, kibice regularnie wywieszają transparenty i intonują przyśpiewki uderzające w szkodliwy biznes, który z Valencii zrobił Lim.
W niewielkim stopniu interesował się klubem pod względem sportowym, kluczowym elementem dla Lima był „Excel” i wynik finansowy. Klub w ciągu dekady poczynił potworny regres, już po dwóch latach dochodziło do bardzo dziwnych zjawisk. Peter Lim przed sezonem 2015/16 bardzo poważnie zainwestował w klub – wydano ponad 100 milionów euro. Efekty sportowe były… dramatyczne, najpierw Nuno Espirito Santo nie poradził sobie przez wszystkim z nastawieniem mentalnym piłkarzy, jego zwolnienie było jeszcze uzasadnione. To czego Lim dokonał później, przeszło do historii jako jeden z najdziwniejszych ruchów.
W grudniu 2015 roku na Mestalla pojawił się Gary Neville, który posiadał udziały w angielskim Salford. Podobny stosunek wiązał Petera Lima, cóż za przypadek… Było jasne, że w tej operacji kluczową rolę odegrały powiązania pozasportowe. Neville nie prowadził nigdy zespołu jako pierwszy trener, wcześniej był asystentem Roya Hodgsona w reprezentacji Anglii. Mimo tego wśród sympatyków panował wielki optymizm. Przygoda Anglika rozpoczęła się od remisów, urwał punkt FC Barcelonie Luisa Enrique. Pozytywna atmosfera szybko wygasła…
Neville przetrwał w tej roli „aż” 16 kolejek LaLiga, wygrał ledwie trzy spotkania. Pozytywnym akcentem miały być z pewnością relacje z piłkarzami, które zostały uzdrowione. Wyniki kompletnie rozeszły się z oczekiwaniami, po 120 dniach i „dokładnym namyśle klub postanowił dokonać zmiany, mając na uwadze interes Valencii w tym sezonie” – czytaliśmy w komunikacie klubu z Mestalla.

Koszmarny sezon zakończył się zajęciem 12. pozycji w tabeli Ligi BBVA. Był to wynik haniebny, rzecz jasna najgorszy w XXI wieku. Wówczas otrzymaliśmy pierwsze sygnały, że klub może chylić się ku degradacji. W kolejnym sezonie Valencia miewała przebłyski, na początku sezonu punktowała wyśmienicie. Ponownie jednak nastąpiła brutalna weryfikacja, w styczniu 2017 roku obserwatorzy zastanawiali się, czy „Los Ches” utrzymają się w lidze.
Misja się powiodła, do gry regularnie wkraczał Voro Gonzalez, Hiszpan był awaryjnym zastępcą trenera, którego zwalniano. Przez niemal 17 lat pełnił tą funkcję ośmiokrotnie, we wspomnianym sezonie 2016/17 prowadził klub przez pół roku. Wynik sprzed roku został powtórzony, „Nietoperze” pogrążały się w marazmie.
Czasy Marcelino
Kolejne dwie kampanię przyniosły powiew optymizmu, wówczas atmosfera wokół Lima nie była jeszcze najgorsza. Eksplodowali ciekawi piłkarze, którzy trafiali na Mestalla w ramach rozsądnych ruchów na rynku. Ekipa była bardzo mocna, na jej czele stanął Marcelino Garcia Toral. Asturyjczyk pracował w Valencii przez ponad dwa lata, w tym czasie dwukrotnie wprowadził ją do Ligi Mistrzów, zajmując 3. miejsce w tabeli. W sezonie 2018/19 walczył nawet o miejsce na podium z pogrążonym w kryzysie Realem Madryt. Wygrał także historyczny Puchar Króla, ubrał pomarańczową pelerynę.
Warto wskazać bohaterów tego sukcesu, opaskę kapitana przywdziewał Dani Parejo. W ofensywie grali Santi Mina, Goncalo Guedes czy Rodrigo Moreno, którego cieszynka z założeniem pomarańczowej peruki po golu na 1:1 z Barceloną przeszła do historii hiszpańskiej piłki. Drużyna była dobrze zbalansowana, nazwiska imponowały. W bramce Norberto Neto przeżywał najlepszy okres w swoim życiu, niestety, wszystkie obiecujące ruchy zostały skreślone w krytycznym momencie.
Wyraźna cezura życia Valencii z pewnością miała miejsce we wrześniu 2019 roku. W mojej opinii to jedna z najbardziej skandalicznych decyzji w historii piłki nożnej. Prezes klubu Anil Murthy udał się w podróż, a jakże… do Singapuru, wrócił z niej jednak bogatszy w bardzo niepokojące informacje.
Zamieszanie z Pucharem Króla
Marcelino został zwolniony, decyzję miał podjąć osobiście Peter Lim. Marca podała, że powodem takiego stanu rzeczy była opinia trenera na temat polityki transferowej konkurencyjnej Sevilli i Realu Betis. Sam trener przedstawił to w taki sposób: – Po wygranej w meczu o Puchar Hiszpanii nie otrzymaliśmy od właściciela klubu żadnych gratulacji. Kiedy 19 lipca zjawiłem się w Singapurze, Peter Lim pogratulował mi awansu do Ligi Mistrzów, a nie zdobycia krajowego trofeum. Możecie wyobrazić sobie moje zdziwienie.
– Jestem pewien, że moje zwolnienie jest efektem sięgnięcia po Puchar Hiszpanii! Już w trakcie sezonu otrzymywaliśmy bezpośrednie sygnały z góry, że ten turniej nie jest traktowany priorytetowo. Kibice chcieli jednak zwycięstwa w tych rozgrywkach, podobnie jak piłkarze. Walczyliśmy o końcowy triumf i głęboko w to wierzyliśmy. Chcieliśmy tego my – sztab szkoleniowy. Zwycięstwo było przyczyną tego, co się później wydarzyło. Kto miał zamiar mi o tym powiedzieć? – pytał Marcelino.
– Czy interesują ich rozgrywki Pucharu Hiszpanii? To była sprawa drugorzędna i awans do Ligi Mistrzów był zagrożony, kiedy… zwycięstwo nad Getafe było kluczem do realizacji tego celu. Nigdy nie sądziłem, że zostanę zwolniony. Gdy usłyszałem najnowsze wieści, nie dałem im wiary. 19 lipca właściciel zapewnił mnie, że moja posada jest niezagrożona. Jak po czymś takim mogłem myśleć o zwolnieniu. Wtedy nadszedł 10 września… – zakończył Hiszpan.
Konflikt powstał także na tle ruchów Valencii, Marcelino był wspierany przez Mateu Alemanego, który także stracił pracę. Lim optował za ruchami rekomendowanymi przez znanego agenta piłkarskiego – Jorge Mendesa. Alemany niemal zrealizował transfer… Raphinhi! Na drodze stanęło weto Singapurskiego właściciela, ten dążył do wzmocnień doświadczonymi piłkarzami. W tle stały oczywiście kwestie biznesowe.
Warto zatrzymać się przy postaci byłego dyrektora generalnego Valencii, który znany jest przede wszystkim z ostatnich powiązań z FC Barceloną. Na Mestalla był cudotwórcą, ulubieńcem kibiców i zbawcą, który miał znaczący udział w sukcesach sprzed sześciu lat. Przetrwał dwa miesiące dłużej niż Marcelino, jego zwolnienie także wywołało ogromny sprzeciw kibiców.
Wyprzedaż
Peter Lim od tego momentu nie pojawił się w mieście, stał się personą non grata. Dyktatura Singapurczyka i Jorge Mendesa przebiegała z ogromnym kosztem dla sportowej części klubu. Latem 2020 roku trzeba było ratować finanse w związku z brakiem awansu do Ligi Mistrzów. Pozbyto się zatem kluczowych piłkarzy: Rodrigo i Ferran Torres trafili do Premier League, Geoffrey Kondogbia do Atletico. Odszedł nawet Dani Parejo, legenda klubu wraz z Francisem Coquelinem przeniosła się do pobliskiego Villlarrealu.
Nie wydano ani grosza, nadzieją miały być wypożyczenia – na Mestalla pojawił się chociażby Patrick Cutrone. Kibice łapali się za głowę, w pewnym momencie Jose Gaya, absolutna legenda klubu, cieszył się z remisu w meczu domowym z Deporitvo Alaves! Z całym uznaniem dla ekipy z Vitorii, to olbrzymia kompromitacja. Od średniaka droga do klubu walczącego o utrzymanie nie była długa…
Fani wygwizdywali Lima, ten rzecz jasna nie pojawiał się na Mestalla. Miał za to reprezentantów, którzy regularnie się błaźnili. Przede wszystkim Layhoon Chen, kobieta wypowiadała się w sposób, który wskazywał na kompletny brak znajomości okoliczności, w których znalazł się klub. Można powiedzieć, że zastąpiła Murthy’ego. Ciężko stwierdzić, która postać stała się większą karykaturą…
Eksperyment z Gattuso
Nadszedł sezon 2022/23, latem zatrudniono Gennaro Gattuso. Było to wielkie zaskoczenie i nadzieja dla pomarańczowej społeczności Communidad Valenciana. Musiał zmierzyć się z budową drużyny niemal bez środków na transfery, po mundialu w Katarze rozpoczęło się dogorywanie Włocha na tym stanowisku. Zimą na gwałt potrzebne były wzmocnienia, Peter Lim oczywiście nie miał zamiaru wydawać choćby centa.
Przed zamknięciem zimowego okna Gattuso został zwolniony, pozostawił Valencię na 14. miejscu w tabeli. Ponownie do gry wkroczył Voro, realnie w oczy zajrzało widmo spadku. „Nietoperze” spadły na 18. lokatę, wtedy w klubie pojawił się kolejny zbawca – Ruben Baraja. Legendarny piłkarz przysłowiowo powziął za gaśnicę i zaczął jarzmić ból, który dotykał klub w tamtej kampanii.
Nowe otwarcie z Rubenem Barają
Baraja stanął na czele projektu bogatego w wychowanków, urośli przede wszystkim Javi Guerra czy Diego Lopez – to była pasjonująca historia walki o utrzymanie w zgliszczach wywołanych przez Petera Lima. Co ciekawe, obok Guerry w środku pola występował Nico Gonzalez. Klub uciekł spod topora, od spadku dzieliły go ledwie dwa oczka.
Kolejna kampania to naprawdę przyzwoita praca w wykonaniu trenera, tym razem pelerynę ubierał Hugo Duro. Nazwisko napastnika pojawiało się na koszulkach sympatyków. Hiszpan zaliczył progres po słabym sezonie, strzelił 13 goli. W bramce dwoił się Giorgi Mamardashvili – Gruzin został później gwiazdą Euro 2024. Zajęcie 9. miejsca mimo wahań formy zostało odebrane jako sukces – z drugiej strony to troszkę obraz nędzy, która dotknęła Valencię.
Sezon obecny
Valencia punktowała na dramatycznym poziomie, przez dłuższy okres znalazła się w strefie spadkowej. Tak źle nie było od 1882 roku, w końcu 2024 roku rozgrywała się walka z samym trenerem. Ruben Baraja dokonał cudu w sezonie 2022/24, w poprzednim zagrał ponad stan, świetnie rozwinął wychowanków, to także legenda klubu – został wyrzucony z hukiem. Nie było to specjalnie dziwne, drużyna stała w miejscu.
Brakowało argumentów sportowych na krok do przodu, na poprawę nie było nadziei. Nawet kibice zaczęli się domagać jego zwolnienia. Klub stał na rozdrożu, zwolnienie Hiszpana było operacją bardzo kosztowną. Hiszpańskie media mówiły o około 5 milionach euro. Ostatecznie otrzymał prezent na święta Bożego Narodzenia – został zwolniony 23 grudnia.
Ster w przepełnionym marazmem i toksyczną atmosferą klubie objął Carlos Corberan. W przeszłości był on związany z West Bromwich Albion, Peter Lim wykupił go za około 3 miliony euro. To były bardzo szalone wydatki jak na warunki Singapurczyka. W zimowym oknie do kapeli dołączyli Umar Sadiq i Max Aarons. Zrobiło się gorąco, zimą trzeba było wydać pieniądze. Wcześniej sektory VIP miała otaczać dodatkowa jednostka policji, działacze byli zagrożeni przez kibiców.
Zatrudnienie Corberana było strzałem w dziesiątkę – 41-latek podpisał kontrakt do 2027 roku. Na start co prawda przegrał z Realem Madryt 1:2, jego piłkarze stracili dwie bramki w samej końcówce. Od tego momentu były tylko 3 porażki w 17 meczach – dwie z Barceloną i jedna z Atletico. Co prawda 26 dnia stycznia „Los Ches” dostali na Montjuic niesłychany łomot – po 24 minutach było 0:4, skończyło się 1:7. Obrona grała w sposób patologiczny – piłkarze kopali się po czołach.
Poza tym było naprawdę nieźle, drużyna uciekła z przedostatniej na 14. miejsce w tabeli. Valencia ma 7 oczek przewagi nad strefą spadkową. Wygrała nawet na Bernabeu po raz pierwszy w historii. Sprawdziły się też transfery – Nigeryjczyk strzelił kilka goli, były gracz Norwich nie ogrywa istotnej roli w drużynie. Byt w LaLiga wydaje się bezpieczny, Corberan zaimponował na hiszpańskim rynku.
Sprawy organizacyjne też mają się nieco lepiej, mimo że Chan w przeszłości mówiła kompletnie sprzeczne rzeczy – jakiś czas temu poinformowała o chęci sprzedaży klubu. Zainteresowani mieli być obaj Ronaldo – Cristiano i Nazario, który skompromitował się w innym klubie LaLiga – Realu Valladolid.
Peter Lim ma do końca bieżącej kampanii ma poczynić kroki w kierunku sprzedaży klubu, Singapurczyk kompletnie nie przejmuje się okolicznościami wokół klubu. W planach ma być także Nuevo Mestalla – jest to jednak wizja niebywale odległa. Najważniejsze będą finanse, musi pojawić się lukratywna oferta.
Niestety klub w ciągu minionej dekady stał się pośmiewiskiem, spadek był już kilkukrotnie odraczany – w bieżącym sezonie po raz kolejny najpewniej upiecze się Limowi. Wydaje się, że jeśli nie dojdzie do sprzedaży klubu, relegacja jest nieuchronna. Hiszpania zna przykłady ekip, które w poprzednich latach spadały i do dziś mają gigantyczne problemy z powrotem z drugiej, czy nawet trzeciej ligi. Malaga dziesięć lat temu heroicznie walczyła w Lidze Mistrzów, Deportivo La Coruna zaliczyło gigantyczny zjazd – to wielkie kluby nieprzystające do dywizji, w których grają. Osobiście mam nadzieję, że Valencia nie spadnie – jej obecność w LaLiga jest konieczna.
POPRZEDNIE TEKSTY Z CYKLU O LALIGA: