
Fot. Mateusz Kostrzewa / Legia.com
Legia Warszawa wygrywa z Widzewem Łódź 2:0 w polskim klasyku. Oba gole padły w pierwszej odsłonie, na listę strzelców wpisali się Ryoya Morishita i Marc Gual. Widzew znów rozczarował, dla zawodników RTS-u to piąty mecz z rzędu bez wygranej.
Pierwsze minuty należały do Legii, ale nie był to porywający futbol – Legioniści nie umieli zrobić pożytku z piłką, mimo że ją dość długo posiadali. W 17. minucie spotkania Marc Gual posłał fantastyczne podanie prostopadłe do Morishity, który z bliskiej odległości strzałem między nogami pokonał Rafała Gikiewicza. Bez dwóch zdań lepiej mógł się zachować w defensywie Samuel Kozlovsky…
Po bramce Legia się lekko cofnęła, a do głosu dochodzić zaczął Widzew. Po kilku minutach gospodarzom w końcu udało się wejść w pole karne „Wojskowych” – dwójkową akcję przeprowadzili Szymon Czyż i Therkildsen, ale strzał tego drugiego został zablokowany. Po chwili z dystansu próbował jeszcze Hanousek, ale uderzył nad poprzeczką bramki Kacpra Tobiasza.
Legia jednak po chwili się otrząsnęła i stopniowo zaczęła odzyskiwać przewagę. Coraz częściej gościła w polu karnym Widzewa, ale nie udało jej się stwarzać dogodnych sytuacji. W 34. minucie podopieczni Goncalo Feio stworzyli sobie takową po tym jak Mateusz Żyro swoim podaniem wrzucił na minę Rafała Gikiewicza, który nabił jednego z piłkarzy Legii, a piłka padła łupem Marca Guala. Hiszpan miał naprawdę bardzo dużo czasu, aby skutecznie przymierzyć, co wykorzystał i podwyższył wynik.
Po kilku minutach Widzew miał szansę odpowiedzieć, kiedy to długa piłka z pola niespodziewanie minęła całą linię obrony Legii i dopadł do niej Alvarez, który jednak mocno skiksował. Jakiś czas później dobrze w pole karne wszedł Shehu, ale za bardzo skupił się na dryblingu zamiast oddać strzał, w rezultacie stracił piłkę. Ostatnim akcentem pierwszej połowy była akcja Legii. Elitim zagrał fantastyczną piłkę z głębi pola do Wszołka, który oddał mocny strzał z pola karnego, świetnie jednak interweniował Gikiewicz.
Mocny początek Widzewa, ale bez konkretów
Widzew dobrze wszedł w drugą połowę, można nawet zaryzykować stwierdzenie, że przez pierwsze dwie minuty drugiej części gry zrobił tyle samo, co przez całą pierwszą połowę. Co prawda ich próby były niecelne, ale przynajmniej Widzew w końcu był w stanie toczyć grę na połowie Legii. Piłkarze ze stolicy pierwszy atak po zmianie stron wyprowadzili dopiero w 54. minucie, ale za to był to atak, który mógł zamknąć mecz. Oko w oko z Gikiewiczem stanął ponownie Gual, ale tym razem górą był były bramkarz Augsburgu.
Dwie minuty później Gual świetnie przyjął piłkę na szesnastce, w efekcie znowu wpadł w pole karne, znowu wyszedł na sam na sam, ale Rafał Gikiewicz po raz kolejny wykazał bramkarski kunszt. Dosłownie kilka chwil później groźną kontrę przeprowadził Widzew, ale po mocnym strzale Alvareza dobrze interweniował Kacper Tobiasz.
Łodzianie dalej jednak byli przeważającą stroną. Przez większość czasu gra odbywała się na połowie Legii, a łodzianie próbowali zdobyć gola kontaktowego, swoje strzały oddawał m.in. Szymon Czyż, ale bez oczekiwanego skutku. Choć gospodarze oddawali dużo strzałów to ciężko powiedzieć, aby kreowali sobie dużo sytuacji. Mogło się to zmienić po efektownym golu Juljana Shehu, ale został on anulowany po interwencji sędziów VAR z powodu spalonego.
Końcówka spotkania również nie obfitowała w sytuacje bramkowe. Za to w 91. minucie czerwoną kartkę obejrzał Patryk Kun, który na boisku wszedł 19 minut wcześniej. Kilka minut później drugą żółtą kartkę obejrzał Ryoya Morishita, tak więc „Wojskowi” kończyli mecz w dziewiątkę. Nie przeszkodziło to jednak Legii w dowiezieniu korzystnego rezultatu. Dla Widzewa jest to piąty kolejny mecz bez zwycięstwa, a w ostatnich pięciu spotkaniach na 15 możliwych punktów zdobyli zaledwie… jeden.
WIDZEW ŁÓDŹ – LEGIA WARSZAWA 0:2 (0:2)
17′ Morishita, 34′ Gual