
Fot. Legia Warszawa
Minęło kilka dni od informacji dotyczącej braku przedłużenia umowy z Goncalo Feio przez Legię Warszawa. Oficjalny komunikat klubu uderzył jak grom z jasnego nieba, gdyż w pewnym momencie praktycznie wszyscy byli pewni, że Portugalczyk poprowadzi „Wojskowych” w przyszłym sezonie.
Odpowiadając na pytanie z nagłówku – Nie, według mnie brak przedłużenia umowy z Feio jest jedną z najgorszych możliwych decyzji jaką Michał Żewłakow na spółkę z Fredim Bobiciem oraz Dariuszem Mioduskim mogli podjąć. Już spieszę z wyjaśnieniem, dlaczego.
Wyniki w Pucharach
Dla mnie 35-latek obronił się Pucharem Polski oraz Ligą Konferencji. Fakt, mistrzostwo nawet przez moment nie było w zasięgu Legii, ale trzeba postawić sprawę jasno. Legia Warszawa ostatni raz mistrzem Polski była cztery lata temu. Przywołam tutaj słowa samego zainteresowanego, który tak wypowiadał się o braku tytułu: – Gdyby Legia była mistrzem pięć lat z rzędu albo dwa razy w ostatnich trzech sezonach i teraz się nie udało, to rzeczywiście można by ocenić te rozgrywki jednoznacznie jako porażkę. Ale Legia nie ma tytułu od czterech lat, przyczyna jest głębsza. Trzeba to odwrócić. W tym sezonie się nie udało, natomiast wykonaliśmy wiele solidnych kroków, by udowodnić, że zmierzamy w dobrym kierunku.
Rozumiem też głosy oburzenia niektórych kibiców i tak, zgadzam się w tym, że legioniści co sezon powinni do końca liczyć się w walce o tytuł. Fakty są jednak takie – czołówka zbliżyła się, a nawet odjechała Legii kilka lat temu. I zmiana trenera nie wiele tutaj pomoże. Problemem jest toporne chwilami zarządzanie klubem, ale to nie jest temat na ten moment.
Brak ciekawych opcji na rynku trenerskim
W tym momencie na dobrą sprawę nie widzę nikogo, kto z marszu przejąłby stery stołecznego klubu i z kim moglibyśmy być spokojni o podwójną koronę. W teorii na Łazienkowską mogliby powrócić Jacek Magiera czy Jan Urban, ale czy jest sens? To wszystko już było!
Michał Żewłakow najprawdopodobniej w notesie ma również listę zagranicznych szkoleniowców, którzy przyzwoicie radzą sobie w swoich obecnych klubach lub nie mają aktualnie zatrudnienia. Na obecną chwilę Legia nie może sobie pozwolić na takie eksperymenty, które w teorii mogą się udać, ale i mogą okazać się kompletną porażką.
Goncalo Feio żegna się z Legią Warszawa
W ostatnich dniach w mediach przewija się parę nazwisk, które są łączone z Legią. Są nimi:
- Aleksiej Szpilewski – (ostatni klub) Aris Limassol
- Nenad Bjelica – Dinamo Zagrzeb
- Bartosz Grzelak – Ujpest
- Jan Urban – Górnik Zabrze
- Jocelyn Gourvennec – FC Nantes
Na papierze nie są to trenerzy, którzy mogliby dać więcej Legii, niż dawał Goncalo Feio, który pracował ponad rok przy Łazienkowskiej, znał sztab i zawodników, rozumiał kierunek, w którym podążała Legia.
Szatnia uwielbiała Feio
Tutaj nawiążę do poprzedniego punktu – Po co szukać na siłę nowego szkoleniowca, skoro za obecnym piłkarze skoczą w ogień?
Dawno nie widziałem, żeby jakikolwiek trener tak zjednoczył sobie cały zespół. Idealnie było to widać podczas konferencji prasowych czy na materiałach zza kulis. Chemii, jaka panowała w stołecznym klubie wiele innych drużyn mogło „Wojskowym” pozazdrościć.
Zwolnienie Goncalo Feio może zadziałać na hierarchię zespołową oraz atmosferę w klubie, tak jak wiatr na karciany domek. Rozwaliłoby żmudny i czasochłonny proces, który przyniósł, może nie znakomite, ale bardzo dobre korzyści.
Ograniczona kadra
I to jest to, czym Feio najbardziej mnie kupił. Rozumiem głosy oburzenia, które będą wypominać trenerowi wypowiedzi z początku sezonu, kiedy mówił, że z tą kadrą jaką ma, jest gotowy do walki na trzech frontach. Ale no właśnie – to były pierwsze tygodnie kampanii. Kto mógł przewidzieć, że na mecz ćwierćfinałowy europejskiego pucharu, w którym przeciwnikiem „Wojskowych” jest Chelsea, Legia będzie miała do dyspozycji… jednego napastnika.
Z zawodnikami typu Patryk Kun, Kacper Chodyna czy Wahan Biczachczjan (którego transferu nie rozumiem do dziś) ligi się nie zwojuje, a przy graniu 55 meczów w sezonie jest niewykonalne. „Wojskowym” brakuje solidnych zmienników, którzy mogliby zastąpić w okolicy 60. minucie spotkania podstawowego gracza i grać na równym, bądź trochę niższym poziomie.
W linii pomocy ten balans jest rozłożony idealnie. Nie zagra Maxi Oyedele? Wejdzie Calude Goncalves. Nie ma Bartosza Kapustki? Zagra Jurgen Elitim. Gorzej jest praktycznie wszędzie indziej. Za Rubena Vinagre wchodzi z reguły wspomniany wyżej Kun, zaś Ryoye Morishite najczęściej zastępuje… Biczachczjan.

Liczba rozegranych spotkań jest również ważnym czynnikiem przy ocenie Portugalczyka. Śmiem wątpić, że Lech czy Raków przy rozegraniu tylu spotkań w sezonie trzymaliby tempo do samego końca. Zadyszkę pod koniec kampanii idealnie widać było w Jagielloni, która do ostatniej kolejki walczyła o zachowanie podium.
Niespełniony plan na przyszłość
Warto również wspomnieć o tym, że Goncalo Feio miał w głowie nakreślony już plan działania na najbliższy sezon i tych rozwiązań nie bał się wprowadzać w życie. Wzmianka o tym ujrzała światło dzienne podczas negocjacji kontraktowych, które spaliły na panewce. – Trener uzależnia złożenie podpisu do tego, czy pewne rzeczy ulegną poprawie i korekcie – tak, by mógł skutecznie walczyć z zespołem na trzech frontach. W sumie zgłosił piętnaście propozycji zmian – czytaliśmy na portalu legia.net.
Osobiście mi – jako kibicowi – jest po prostu przykro, gdyż uważam, że w kończącym się już sezonie przy nazwisku 35-latka widnieje więcej plusów niżeli minusów.
Oczywiście, ten tekst nie miał być laurką dla trenera Feio, lecz spojrzeniem z perspektywy osoby śledzącej na bieżąco wyniki zespołu, więc muszę też trochę ponarzekać. Gra „Wojskowych” przeciwko drużynom z czołówki wołała o pomstę do nieba. Zaledwie dwa punkty w ośmiu meczach z Jagiellonią, Lechem, Rakowem i Pogonią brzmią jak nieśmieszny żart.
Dodatkowo tak jak wspomniałem kilka akapitów wyżej – Legioniści muszą do końca liczyć się w walce o triumf w lidze. Jeśli na jakimś etapie sezonu strata do lidera znowu wyniesie osiem czy dziewięć punktów, to nawet perfekcyjna gra w europejskich pucharach i Pucharze Polski w przypadku Legii nie jest tarczą ochronną dla szkoleniowców.
Warto na koniec jeszcze wspomnieć o tym, że legioniści do gry wrócą 10 lipca. Do tego momentu pozostało niewiele więcej niż miesiąc, a nowego szkoleniowca brak. Nie da się walczyć o najwyższe cele, jak z zawodnikami przepracuje się zaledwie 30 dni. Dlatego bardzo boję się o europejską przygodę „Wojskowych” w sezonie 2025/26.
Obrigado trenerze.
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE: