
Fot. Wisła Kraków / Bartek Ziółkowski
Alan Uryga jest obecnie kontuzjowany, doznał urazu w ostatnim ligowym meczu ze Stalą Stalowa Wola (5:0) i pewne jest, że kapitan „Białej Gwiazdy” nie pomoże swojej drużynie w barażach o Ekstraklasę. Z Urygą porozmawialiśmy przed wspomnianym spotkaniem ze Stalą. O piłkarza Wisły pytamy o cele i ambicje, dotychczasowy sezon oraz nadchodzące mecze barażowe. Zapraszamy.
Piotr Rzepecki: Znajdujesz złotą rybkę, która może spełnić twoje trzy piłkarskie życzenia. O co byś poprosił?
Alan Uryga: Awans z Wisłą Kraków do Ekstraklasy. Mistrzostwo Polski z Wisłą Kraków. Zakończenie mojej piłkarskiej kariery w Wiśle Kraków.
Często mówi się, że Wisła Kraków miałaby paradoksalnie łatwiej w Ekstraklasie niż w pierwszej lidze. Coś w tym jest czy to publicystyczna fraza?
Ciężko jednoznacznie stwierdzić. Jest wiele takich głosów, z pewnością popartych naszymi meczami z zespołami z Ekstraklasy w poprzednim sezonie podczas rozgrywek Pucharu Polski czy też w tym, kiedy graliśmy niedawno z Jagiellonią Białystok o Superpuchar.
Wydaje mi się, że coś w tym jest. To nie były przypadki, nie mówimy o jednorazowych spotkaniach, które udało się „przepchać”. Tych meczów było kilka i wydaje mi się, że w większości byliśmy stroną dominującą. Ciężko oczywiście taką tezę postawić, Ekstraklasa to jednak zdecydowanie wyższy poziom niż pierwsza liga.
Dużo zespołów specjalnie się motywuje na mecze z wami, to jest odczuwalne?
Oczywiście. Nie mówię tego w kategorii wymówki. Moje odczucia są takie, że tak jest. Mam wrażenie, że niezależnie od tego, gdzie gramy, to zawsze rywal się specjalnie nastawia. Dla wielu drużyn mecze z nami są spotkaniem sezonu, daleko nie trzeba szukać – ostatnio graliśmy z GKS-em Tychy, gdzie z tego co się orientuje zazwyczaj przychodzi po 2 tysiące kibiców, a na ostatnim meczu zasiadło ponad 7 tysięcy.
Same liczby pokazują, jaką moc ma marka „Wisły Kraków”. Wiemy też, jak kibice innych zespołów na nas reagują. To widać, że piłkarze przeciwnych zespołów chcą się pokazać na tle Wisły Kraków, którą śledzi bardzo wielu kibiców – nie tylko naszego klubu, ale z całej Polski.
Zwoliński: Wiedziałem, że jeśli będę grać od początku, to liczby przyjdą [WYWIAD]
W rozmowie z Przeglądem Sportowym powiedziałeś, że 2024 rok będzie ci się kojarzył ze zdobyciem Pucharu Polski. Podczas tej drogi na PGE Narodowy był twoim zdaniem szczególny moment, kiedy uwierzyliście, że możecie zagrać o Puchar?
Mecz z Widzewem Łódź w ćwierćfinale był spotkaniem przełomowym. Do tego meczu drabinka ułożyła się tak, że graliśmy z zespołami z pierwszej ligi. Mecz z Widzewem był naszym pierwszym prawdziwym sprawdzianem. To było także duże wydarzenie kibicowskie, pamiętam doping naszych kibiców i fanów Widzewa.
Przed meczem powtarzaliśmy sobie, że wszystko możemy, a nic nie musimy. To Widzew był faworytem, choć oczywiście trzeba pamiętać, że graliśmy przed własną publicznością. To był mecz, po którym stwierdziliśmy, że czemu nie? Możemy postarać się to zrobić i sprawić jeszcze kolejną niespodziankę.
Jak wspominasz finał z Pogonią Szczecin na PGE Narodowym?
Niesamowite wydarzenie pod każdym względem. Nasz pobyt w Warszawie, oficjalny trening, pierwsze wejście na murawę… Dla wielu zawodników to było największy sukces w dotychczasowej karierze.
Nikt na nas nie stawiał, poza oczywiście naszymi fanami. To Pogoń była faworytem, ale i tak ten mecz swoje „ważył”. Był stres, ale szedł w stronę pozytywnych dreszczy, co wszyscy odczuli już podczas rozgrzewki na murawie PGE Narodowego. Kiedy wybiegliśmy na przedmeczową rozgrzewkę i kiedy nasi kibice ryknęli po raz pierwszy, to mieliśmy ciarki – to było coś wspaniałego.
Co się wydarzyło później? Zagraliście cztery spotkania, trzy przegraliście i jedno zremisowaliście. Pociąg z Ekstraklasą odjechał…
…to był bardzo przykry czas. Prawdziy rollercoaster emocji, byliśmy na samej górze, byliśmy na ustach całej Polski. Minęło kilka tygodni, byliśmy bardzo blisko do baraży, ale na samym końcu wypadliśmy. Ligowa rzeczywistość nas zepchnęła w dół, nawet nie mogliśmy się specjalnie delektować triumfem w Pucharze Polski. Dlaczego tak się stało? Do dziś nie mogę znaleźć odpowiedzi.
Być może te emocje pucharowe miały na to wpływ. Mentalny na pewno. Czy fizyczny? Chyba nie, pamiętam mecz, który rozegraliśmy w Sosnowcu kilka dni po finale i osobiście dobrze się czułem, więc na to bym nie zwalał.
Jak wspominasz przygodę europejską? Wielu w was nie wierzyło, a dotarliście aż do czwartej rundy eliminacji Ligi Konferencji.
Moim zdaniem mieliśmy szansę na awans do fazy ligowej Ligi Konferencji. Zabrakło pewnie trochę szczęścia i dwóch równych meczów w naszym wykonaniu. Musielibyśmy się wspiąć na wyżyny naszych możliwości.
Po pierwszym spotkaniu z Cercle Brugge mówiłeś, że zabrakło wam skuteczności (porażka 1:6 – red.). Że gdybyście „zamykali” wszystkie okazje, to mogłoby dojść nawet do remisu.
Brzmi to śmiesznie po takim wyniku, ale to prawda! To był mecz otwarty, uważam, że mogliśmy wtedy zremisować. Mieliśmy swoje okazje, Belgowie potrafili wycisnąć maksimum ze swoich sytuacji. Przy odrobinie szczęścia i gdybyśmy trzymali równy poziom, to moglibyśmy awansować do fazy ligowej, co byłoby dużym wydarzeniem.
Pokazaliśmy charakter w rewanżu. Widzieliśmy jak zawodnicy Cercle Brugge reagowali na naszą grę. Byli w dużym szoku.

Co oznacza dla ciebie opaska kapitana Wisły Kraków?
Opaska to dla mnie wielka sprawa. Jako wychowanka i przede wszystkim kibica od małego. Jest to jedno z marzeń, które krążyły w głowie jako dziecko. To spełnienie marzeń, ale i bardzo duża odpowiedzialność.
Jakim kapitanem jest Alan Uryga?
Unikam ocenienia siebie, nie wystawiam sobie laurek. Jestem dość krytyczny wobec siebie, za każdym razem staram się coś dostrzec i coś poprawiać w swojej grze. Tak mam. Niech o mojej roli czy pracy wypowiedzą się inni, to pytanie do moich kolegów z szatni czy trenerów, z którymi pracuję.
Chcę zawsze Wiśle Kraków dawać jak najwięcej. To mój klub od dziecka. Mogę tylko powiedzieć, że zawsze robię, co mogę. Staram się jak mogę. Na każdym polu, nie tylko w szatni, ale też prywatnie.
Znalezienie się w barażach to wynik dla was przeciętny, dobry czy bardzo dobry?
Przeciętny. Jesteśmy Wisłą Kraków i od kiedy jesteśmy w pierwszej lidze, zawsze naszym celem był awans bezpośredni, a nie gra w barażach. Zawsze baraże będą w jakimś stopniu rozczarowaniem. Mamy jednak nauczkę z poprzedniego sezonu, że nawet to trzeba sobie wywalczyć. Widzimy też, że z sezonu na sezon coraz trudniej wywalczyć sobie baraże, pierwsza liga jest coraz mocniejsza.
Mówię też o kwestiach organizacji, inwestycji. Słyszymy o kwotach, jakie wydają kluby na to, by zbudować drużynę. Nie jest tak jak dawniej, że są dwa, trzy kluby, które dominują, tylko cała pierwsza liga jest bardzo wyrównana.
Wracając jednak do pytania – baraże, które udało nam się osiągnąć to absolutne minimum. Teraz będziemy się starać zrobić ten kolejny krok i awansować do Ekstraklasy.
Wracają wspomnienia z poprzednich baraży, które graliście. Twoim zdaniem mecz z Puszczą wiosną 2023 roku może wam jakoś pomóc czy zamknęliście tamten rozdział?
Jeśli zerkniemy na skład z tamtego meczu, to część zawodników już tutaj nie gra. Doświadczenie z tego meczu jest ważne, ale teraz to już inny zespół. Teraz mamy czystą kartę. Będziemy starać się zagrać naszą najlepszą piłkę i byłoby wspaniale, gdybyśmy dwa razy zagrali przed swoimi kibicami.
Gdybyś mógł wskazać, z którym rywalem chcesz zagrać w barażach, a którego chcesz ominąć, to co być powiedział?
Nie podejmę się tego. Nawet jeśli chcielibyśmy z kimś bardzo zagrać, to tego nie powiem, żeby nie kusić losu. Naszym zdaniem jest być maksymalnie przygotowanym, niezależnie od tego, z kim przyjdzie nam się mierzyć.
Wszyscy trzej rywale w barażach są na równym poziomie, uważam, że nie ma w tym gronie faworytów.

Kto w Wiśle Kraków wykazuje największy potencjał?
Nie powiem nic odkrywczego – Angel Rodado to topowy napastnik, z pewnością na większe granie niż pierwsza liga czy nawet Ekstraklasa, ale tak jak powiedziałem – to nie jest nic nieoczywistego. Wszyscy widzimy jak gra, ile ważnych bramek dla nas strzelił.
Na pewno wyróżniłbym Kacpra Dudę. Wierzę, że może zrobić bardzo dużą karierę, tego oczywiście mu życzę. Potencjał ma niesamowity. Mam wrażenie, że ma pewne pole do zagospodarowania, jeśli chodzi o podejście mentalne. Wiele o tym rozmawiamy. Zarówno chłopacy w szatni, jak i trenerzy. Pracuje z tym, żeby to poprawić.
Wskażę też Patryka Letkiwicza. Teraz akurat siedzi na ławce po kilku niefortunnych sytuacjach, ale obserwujemy go na co dzień. Znamy go, wiemy jaki ma potencjał, możliwości. Nie mogę powiedzieć, że jestem przekonany, bo w sporcie nigdy nie wiadomo, ale wydaje mi się, że zrobi bardzo fajną i dużą karierę jako bramkarz.
Niedawno drugi raz zostałeś tatą. Radzisz sobie z łączeniem obowiązków rodzicielskich i piłkarza?
Nie jest łatwo, kiedy tych obowiązków dochodzi. Ale taki urok bycia rodzicem, czego oczywiście byliśmy świadomi. Bardzo chcieliśmy drugiego dziecka, jest bardzo dużo plusów. Oczywiście sportowcy mają pewnie trochę więcej z tym kłopotów, bo ważna jest w piłce regeneracja i odpoczynek, ale dajemy sobie radę.
Angel Rodado otrzymał od ciebie kilka porad?
Jasne! Rozmawialiśmy sporo przed narodzinami jego synka i teraz też często rozmawiamy.
WIĘCEJ WYWIADÓW:
Wisła Kraków do ekstraklasy 👍👍👍